Zaginiony Rozdział 20,5. Na pokładzie Argo II.

Mały incydent ze śmierciożercą popsuł im nieznacznie humor, ale Harry postanowił się nie załamywać. Jedna szuja nie może popsuć im całego dnia. Ginny i Harry zostali sami na pokładzie. Rozmawiali cicho o sytuacji, w jakiej się znaleźli, ale Harry postanowił zmienić temat na bardziej przyjemny.
- Tylko co może być przyjemnego w ponownym szukaniu horkruksów? - spytała Ginny.
- Chodź - chłopak chwycił ją za rękę i pociągnął pod pokład w stronę jadalni.
Na miejscu okazało się, że większość ekipy siedzi przy stole. Brakowało tylko Leona, który zmieniał lekko trasę statku, żeby uniknąć ponownych niepowołanych wizyt.
- Długo mu się zejdzie? - spytał.
- Zaraz powinien wrócić. Coś się stało? - Annabeth lekko wyprostowała się w krześle.
- Nie - Harry uśmiechnął się do zgromadzenia. - Porozmawiamy sobie trochę, przed nami kawał drogi.
- O czym chcesz rozmawiać? - wtrąciła się Hazel, wyraźnie zainteresowana.
- O nas wszystkich. Poznaliśmy się lekko w Norze, ale czas najwyższy opowiedzieć coś więcej.
- Zgadzam się - usłyszeli głos Leona od drzwi - to może być ciekawe doświadczenie. - usiadł przy stole i przyciągnął do siebie talerz Piper, gdzie leżał porzucony przez nią tost.
- Ej! - zaprotestowała. - Może miałam na niego ochotę?
W odpowiedzi usłyszała tylko cichy odgłos przeżuwania. Jej tost przepadł w brzuchu Leo.
- Co chciałeś powiedzieć, mówiąc, żeby opowiedzieć coś więcej?
- Nie wiem jak to jest u was, herosów - odparł - ale my jesteśmy już pięć lat po szkole, Ginny cztery. Czymś się chyba zajmujecie? Czy podróżujecie latającym statkiem z punktu A do punktu B? - uśmiechnął się, pokazując, że stwierdzenie to nie miało ich urazić.
- Oczywiście, że nie - Annabeth pokręciła energicznie głową. - Każdy ma jakieś zajęcie i plany na życie.
- Jasne - potaknął Percy. - Z Jasonem planujemy biznes na wzór szkoły rycerskiej. Będziemy uczyć herosów posługiwania się mieczem i obrony.
- Yyy, wiecie coś o rycerzach? - spytał niepewnie wspomniany.
- My z Hermioną? Oczywiście - Harry roześmiał się - ale ci dwoje to czarodzieje z dziada pradziada. Wątpię, żeby słyszeli o innym pojedynku niż ten na czary.
- Przez to, że przebywam w waszym towarzystwie, to poczuje się jakaś gorsza, że nie znam mugoli - Ginny udawała oburzoną tym faktem. - Dobrze, że skończyłam Hogwart, bo bym poczuła silną potrzebę iść na mugoloznawstwo.
- Ojciec by się ucieszył - mruknął Ron.
- To jak to jest u was, Harry? - spytała Hazel.
- Z Ronem od dwóch lat jesteśmy aurorami. Łowcami czarnoksiężników - dodał, gdy zobaczył, że ci nie zrozumieli. - Coś na wzór policji albo wojska - podał przykład.
- Czyli chodzicie z pistoletami i strzelacie do złych ludzi? - zaciekawił się Leo.
- Nie - Harry'ego rozbawiło to pytanie. - Walczymy różdżkami, jak mogliście zaobserwować w pojedynku między mną a Percym.
- Chyba przyjdzie nam być świadkami ciekawych wydarzeń - rzekł Frank. - Magia to dla nas coś nowego.
- Tak jak dla nas wasze moce - powiedziała Hermiona. - To co? Wymieniamy się jeden za jeden, co do naszych zawodów i zainteresowań?
- Mi pasuje - powiedziała Piper. - Ja wybrałam zawód najmniej odpowiedni dla herosa, ale nigdy nie lubiłam za bardzo walczyć. Jako córka Afrodyty mam zdolności w dziedzinie urody, więc otworzyłam swój własny salon piękności.
- Heroski walą drzwiami i oknami - powiedziała Hazel. - Zawsze jak jest jakieś ważniejsze wydarzenie, to Piper ma kilometrowe kolejki.
- Wpisz nas do notesika, na wizytę po misji - Ginny puściła jej oczko.
- Załatwione bez kolejki.
- To teraz kolej na was wiedźmy - powiedział żartobliwie Jason.
- Ja pracuję w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów - rzuciła Hermiona. - Coś jak prawnik - dodała, żeby herosi mogli ją zrozumieć. - Nawet nie zdajecie sobie sprawy...
- Hermiono - Ron pokręcił głową. - Nie teraz.
Jego mina wywołała śmiech, a Hermiona spłonęła rumieńcem. Dodała tylko:
- Kiedyś wam powiem, przy okazji.
Kiedy wszyscy się uspokoili odezwał się Frank.
- My, razem z Hazel zostaliśmy w legionie. To nam najbardziej odpowiada. Szkolenie do walki i wykorzystywanie tego przeciw potworom.
- W sumie, jako heros nigdy nie wyobrażałam sobie spokojnego życia - rzekła Hazel. - Nie ma to jak posiekać kilka stworów o poranku.
- Tak samo i ja - wtrącił się Leo. - Postanowiłem pozostać na obozie, tylko, że greckim i próbuję przywrócić Festusa do życia.
- Festusa? - spytał Ron.
- Spiżowy smok, który uległ awarii w starciu z Gają, ale powoli przywracam go do ładu. Mechanika to całe moje życie - wzruszył ramionami, wygłaszając oczywisty dla niego fakt.
- Mój brat Charlie zajmuje się smokami. Kiedyś muszę was poznać.
- Też macie spiżowe smoki?
- O spiżowych nie słyszałem, mamy Rogogony Węgierskie, Spiżobrzuchy Ukraińskie, Ogniomioty Katalońskie czy Czarne Hebrydzkie, ale spiżowe? Nie wiem.
- Spiż to materiał, Ron - powiedziała Hermiona. - My mamy prawdziwe smoki.
Leo zrobił wielkie oczy i otworzył usta.
- To... to smoki istnieją?
- Istnieją i mają się dobrze - rzucił Harry.
- Musicie mnie poznać z tym Charlie'm.
- Jasne. Da się zrobić - Ron pokiwał głową.
- A ty? Jakie masz zainteresowania? - Ginny zwróciła się w stronę Annabeth.
- Oho, zacznie się - powiedział Percy, przez co zarobił z łokcia pod żebra.
- Ja od zawsze chciałam być architektem. Fascynuje mnie tworzenie nowych projektów i patrzenie jak powstają z tego budowle. Jak coś powstaje z niczego.
- Annabeth zaprojektowała od nowa Olimp, który uległ zniszczeniu podczas wojny - dodała Piper, na co jej przyjaciółka lekko się zaczerwieniła. - Wygląda wspaniale.
- Daj spokój Pipes, to nic takiego - machnęła ręką, co wywołało śmiech u innych. Herosi wiedzieli jak ważne to zadanie było dla ich koleżanki.
- W sumie jak widzicie to herosi mają normalne zawody, zainteresowania, poza tym, że czasami walczą sobie z potworami - powiedział Jason.
- Lepiej powiedzcie czym zajmują się jeszcze czarodzieje - Leo klasnął w ręce, zwracając uwagę na siebie - bardzo mnie to ciekawi.
- Ginny planowała dostać się do reprezentacji narodowej Anglii w Quidditchu - powiedział Ron. - Niestety ta misji lekko pokrzyżowała jej plany, a już liczyłem na darmowe bilety - dodał ze skrzywioną miną.
- To ta gra na miotłach? - zainteresowała się Hazel, a Ron potwierdził.
- Harry, przecież ty masz miotłę - Percy wskazał na niego tostem. - Później idziemy polatać, chce zobaczyć jakie to uczucie.
- Moi bracia George i Fred... - Ginny umilkła na chwilę, a herosi wyczuli, że coś jest nie tak.
Harry przygarnął ją lekko do siebie i wytłumaczył innym.
- Fred zginął podczas bitwy o Hogwart. Minęło już sporo czasu, ale wspomnienia wciąż pozostają bolesne.
Herosi skinęli głową. Sami stracili kilku znajomych i przyjaciół podczas walki z Kronosem i Gają.
- George i Fred założyli sklep z magicznymi dowcipami. Jest tam dużo rzeczy, które mogą was przyprawić o zawał serca - uśmiechnęła się.
- Właściwie... - zastanowił się chwilę - mam jedną kanarkową kremówkę. Ktoś chętny? - spytała kładąc cukierek na stole.
Herosi patrzyli na niego jak na tykającą bombę, a czarodzieje ledwie powstrzymywali śmiech.
- Śmiało! - zawołał Harry. - Nie stanie się wam nic groźnego. Pokażcie swoją odwagę!
- Raz się żyje! - Jason zerwał się z miejsca i rozpakował cukierek. Chwilę mu się przyglądał i wsadził sobie do ust, żując niepewnie.
- Ej, nic się nie sta... - urwał, kiedy kremówka zaczęła działać.
Chwilę później w miejscu, gdzie stał Jason pojawił się... kanarek. Herosi przez chwilę przyglądali się w osłupieniu, żeby nagle wybuchnąć śmiechem.
- To jest zajebiste! - krzyknął Percy. - Macie więcej? - spytał.
Po chwili w jadalni latało więcej kanarków.
Po zamieszaniu wywołanym kanarkowymi kremówkami pierwsza ochłonęła Hermiona.
- A jak jest u was ze szkołą?
- Oho! Zaczyna się - powiedział Ron , przez co dostał z otwartej dłoni w potylicę.
- Chodzimy do normalnej szkoły - odpowiedziała Annabeth. - Tylko często miewamy różne... eee... problemy z jej ukończeniem.
- Problemy? - spytał Harry.
- Chłopie, nie wiem czy był jakiś rok w szkole, który ukończyłem, zawsze mnie wywalili - rzucił Percy.
- Nasz umysł jest zaprogramowany na grekę, dlatego z angielskim kiepsko nam idzie - zaczęła Annabeth.
- Do tego w przerwach od zajęć zdarzył się potwór, dwa co chciały nas zabić - dokończył Percy. - Uwierz mi, że zbytnio to nie pomaga w dostawaniu dobrych ocen.
- Domyślam się - powiedział Harry. - To samo było jak w pobliżu kręcili się śmierciożercy i Voldemort. Z Ronem nie ukończyliśmy ostatniego roku w Hogwarcie.
- I wszystkie rozmowy sprowadzają się do tych śmierciożerców - westchnęła Annabeth. - Kim oni są, tak dokładniej?
- Poplecznicy Voldemorta. - odpowiedziała Ginny. - Wykonują jego wszystkie rozkazy i nie patrzą na to, że traktuje ich jak śmieci. Torturuje ich tak samo jak wrogów, nie wykonają zadania to ich zabija.
- Czasami się zastanawiam, jak można być takim idiotą - wtrącił Harry - ale wychodzi na to, że nie są zbyt inteligentni. Co nie zmienia faktu, żebyście ich nie lekceważyli podczas walki - dodał poważnie.
- Niebezpieczeństwo rośnie wprost proporcjonalnie do głupoty - powiedziała mądrze Annabeth, a Hermiona spojrzała na Rona i Ginny. Tak myślała, że brak fizyki zaowocuje i nie zrozumieją.
- Dobra, ludzie - Harry podniósł lekko głos. - Miało nie być nieprzyjemnych tematów.
- To kto chce polatać? - spytał Percy i wszyscy zerwali się na pokład.
Miotła Harry'ego leżała na środku pokładu. Herosi przypatrywali się jak Harry podszedł i zaczął im tłumaczyć.
- Musicie stanąć koło miotły i wyciągnąć nad nią rękę. Wtedy mówicie "do mnie" - miotła poderwała się wprost do jego ręki - i możecie wsiadać.
- Myślisz, że herosi będą postrzegani tak samo jak czarodzieje? - spytała Ginny.
- Nie dowiemy się, jak nie spróbujemy - odpowiedział. - Ktoś chętny?
- Chyba musimy wysłać syna pana niebios - Percy spojrzał na Jasona. - Ja mam na pieńsku z Zeusem i latanie mi nie sprzyja.
Jason podszedł do Harry'ego i wziął od niego miotłę. Przyjrzał jej się z bliska i musiał przyznać, że była to piękna rzecz. Położył ją ostrożnie na ziemi i wykonał polecenie czarodzieja. Wszyscy przyglądali się z uwagą jak miotła lekko drgnęła.
- Niesamowite - szepnęła Hermiona.
- Do mnie! - Jason krzyknął jeszcze raz i ku zdumieniu czarodziejów, miotła posłusznie wskoczyła do jego ręki.
Spojrzał na Harry'ego.
- I co teraz?
- Teraz wsiadaj i leć - czarodziej uśmiechnął się i wytłumaczył herosowi jak sterować miotłą.
Jason niepewnie wsiadł i pod czujnym okiem Harry'ego uniósł się lekko nad ziemię. Cały czas, blisko pokładu obleciał dookoła wszystkich, nadzorowany przez czarodzieja.
- Umiesz latać bez miotły? - spytał po chwili.
- Umiem dostosować wiatry pod siebie, tak że mnie uniosą.
- To nie widzę przeszkód, żebyś poleciał gdzieś dalej.
Jason po chwili latania nad pokładem nabrał pewności siebie i wyleciał wysoko w górę. Ekipa w dole zdążyła jeszcze usłyszeć jego śmiech i zniknął za chmurami. Po jego powrocie, każdy z herosów próbował powtórzyć jego wyczyn, ale bez widocznych efektów.
- Wychodzi na to, że tylko Jason potrafi poskromić latanie na miotle. - powiedział Frank.
- Masz fory u ojca - rzekł Percy. - Takiemu to dobrze.
- Panowie i panie, Rzym na horyzoncie! - usłyszeli jak Leo krzyczy przez głośniki. - Lądujemy!

Komentarze