Rozdział 2. Nie do końca wyjaśniona przepowiednia i niejasny sen.

Percy

     Chejrona znaleźli przy polach truskawek. Gdy zobaczył Rachel od razu się uśmiechnął, ale uśmiech ten zgasł tak szybko jak się pojawił.
- Co się stało?
- Chejronie, Rachel właśnie wymówiła kolejną przepowiednię. – Odpowiedziała Annabeth.
- Przepowiednię powiadacie? – Rozejrzał się dookoła, otaczało ich pełno herosów zajmujących się truskawkami. – Chodźmy do domku Posejdona, tu jest zbyt dużo uszu.
     Kiedy dotarli na miejsce Chejron poprosił o powtórzenie przepowiedni.
- Słodki Zeusie…
- Czy Zeus jest taki słodki to bym się kłócił. – Wtrącił się Percy. Po niebie przetoczył się grzmot. – Dobra, dobra żartowałem. – Odpowiedział Percy podnosząc ręce w geście kapitulacji.
- Chejronie czy wiesz może kim jest ten Pan i Ci czarodzieje? – Spytała się Annabeth, jednak odpowiedź ją zaskoczyła.
- Tak moja droga. Wiem kim on jest i kim oni są. – Odpowiedź centaura widocznie ich zszokowała. Przepowiednie nigdy nie były jasne i nigdy nie miały sensu. Teraz gdy usłyszeli, że Chejron wie coś na ten temat wpatrywali się w niego wyczekująco.
- Od czego by tu zacząć… - Zaczął krążyć po domku. – Widzicie, w świecie czarodziejów dwadzieścia dwa lata temu została wypowiedziana przepowiednia…
- HA! – Percy mu przerwał a wszyscy spojrzeli na niego. – Przepraszam, to znaczy, że nie tylko my musimy nosić na barkach wolę bogów. Dziwna odmiana.
- Mózg Ci się chyba całkowicie zamienił w glony. – Zripostowała go Annabeth.
- Dosyć! – Przerwał im Chejron. – Tak jak mówiłem w ich świecie była taka przepowiednia. Tyczyła się ona najpotężniejszego czarnoksiężnika tamtych czasów, a zwany był on Voldemortem, lub tak jak jest to w przepowiedni, przez swoich zwolenników Czarnym Panem. Jednak słowa tej przepowiedni mówiły o chłopcu, który urodzi się z mocą, której Czarny Pan nigdy nie posiądzie. Z mocą zdolną go pokonać, co też miało miejsce pięć lat temu.
- A ten chłopak, co się z nim stało? – Wtrąciła się nieśmiało Rachel.
- Chłopak przeżył i tylko tyle wiem. Co się z nim dzieje teraz, nie mam pojęcia. – Centaur zakręcił niespokojnie ogonem. – Wiem tyle o nim, że nazywa się Harry Potter.

 Harry


     Harry próbował podnieść się z łóżka, ale zakręciło mu się w głowie i rozbiłby się o najbliższy stolik gdyby nie czuja Ginny.
- Harry! Co się stało?! – Ginny była przerażona, mimo to zachowała zdolność do myślenia. Posadziła chłopaka na łóżku, a sama pobiegła szybko na podwórko gdzie reszta wylegiwała się w słońcu. – Mamo! Ron! Szybko! Coś się stało Harry’emu.
     Wszyscy zerwali się z miejsc gdzie przed chwilą siedzieli i wpadli do salonu. Harry siedział w tym miejscu, w którym zostawiła go Ginny i nie poruszał się.
- Harry! – Pierwszy dobiegł do niego Ron. – Stary rusz się! Halo! Ziemia do Harrego!
Chłopak spojrzał na przyjaciela już przytomniejszym wzrokiem.
- Ni… nic mi nie jest. – Powiedział słabym głosem. – Mogę prosić o szklankę wody?
     Gdy Harry pił wszyscy patrzyli na niego, jak by miał zaraz umrzeć. Gdy tak na nich patrzył parsknął śmiechem, a atmosfera lekko się ożywiła. Ginny usiadła obok niego i złapała go za rękę.
- Harry co się stało? – Spytała cicho.
- Słuchajcie muszę wam coś powiedzieć. – Potter rozejrzał się po zebranych. – Miałem sen, tylko to nie był taki zwykły sen. To było jak kiedyś, za czasów Voldemorta. – Wszyscy wzdrygnęli się na to imię, mimo upływu pięciu lat nadal się nie przyzwyczaili.
- Śniło mi się, że on powrócił a ja z nim wałczyłem i wtedy… - Spojrzał na nich i dokończył cicho. – I wtedy rozbolała mnie blizna.
     Reakcja była chyba trochę przesadzona, wszyscy pobledli i wyglądali teraz tak samo blado jak Harry, a Molly zaczęła szlochać.
- Co to może znaczyć? – Spytała Hermiona. – Czy to znaczy, że on powrócił? – Rozejrzała się dookoła, ale nikt jej nie odpowiedział. – Chciałabym, żeby Dumbledore żył i nam doradził. – Przytuliła się do Rona.
- Jest taka możliwość. – Powiedział powoli Harry. – Jego portret w dalszym ciągu wisi w Hogwarcie.
- No to czas powrócić na stare śmieci. – Wtrącił się Ron. – McGonagall na pewno nam pozwoli z nim pogadać.
- Jest jeszcze coś o czym muszę wam powiedzieć. Kiedy walczyłem z Vold… - Wszyscy syknęli. – No dobra z Sami Wiecie Kim, on nie był sam. Była z nim jakaś postać, która mieniła się złotem. Nie jestem pewien, ale to była chyba kobieta.
- Harry chyba nie powiesz, że Sam Wiesz Kto przygruchał sobie jakąś kobitkę. – Odpowiedział wesoło George. – To do niego nie podobne, on nie wie co to miłość.
- Nie wiem George, to nie w jego stylu. Jest jeszcze coś o czym wam nie powiedziałem. – Teraz w pokoju zapadła cisza po wyobrażaniu sobie Voldemorta z jakąś kobietą. – Kiedy z nimi walczyłem nie byłem sam. To dziwne, ale walczył ze mną jakiś chłopak, który posługiwał się mieczem. Pamiętam tylko jak się nazywał. Percy Jackson.
 

Komentarze