Percy
Chejrona
znaleźli przy polach truskawek. Gdy zobaczył Rachel od razu się uśmiechnął, ale
uśmiech ten zgasł tak szybko jak się pojawił.
- Co się
stało?
- Chejronie,
Rachel właśnie wymówiła kolejną przepowiednię. – Odpowiedziała Annabeth.
-
Przepowiednię powiadacie? – Rozejrzał się dookoła, otaczało ich pełno herosów
zajmujących się truskawkami. – Chodźmy do domku Posejdona, tu jest zbyt dużo
uszu.
Kiedy
dotarli na miejsce Chejron poprosił o powtórzenie przepowiedni.
- Słodki
Zeusie…
- Czy Zeus
jest taki słodki to bym się kłócił. – Wtrącił się Percy. Po niebie przetoczył
się grzmot. – Dobra, dobra żartowałem. – Odpowiedział Percy podnosząc ręce w
geście kapitulacji.
- Chejronie
czy wiesz może kim jest ten Pan i Ci czarodzieje? – Spytała się Annabeth,
jednak odpowiedź ją zaskoczyła.
- Tak moja
droga. Wiem kim on jest i kim oni są. – Odpowiedź centaura widocznie ich
zszokowała. Przepowiednie nigdy nie były jasne i nigdy nie miały sensu. Teraz
gdy usłyszeli, że Chejron wie coś na ten temat wpatrywali się w niego
wyczekująco.
- Od czego
by tu zacząć… - Zaczął krążyć po domku. – Widzicie, w świecie czarodziejów
dwadzieścia dwa lata temu została wypowiedziana przepowiednia…
- HA! –
Percy mu przerwał a wszyscy spojrzeli na niego. – Przepraszam, to znaczy, że
nie tylko my musimy nosić na barkach wolę bogów. Dziwna odmiana.
- Mózg Ci
się chyba całkowicie zamienił w glony. – Zripostowała go Annabeth.
- Dosyć! –
Przerwał im Chejron. – Tak jak mówiłem w ich świecie była taka przepowiednia.
Tyczyła się ona najpotężniejszego czarnoksiężnika tamtych czasów, a zwany był
on Voldemortem, lub tak jak jest to w przepowiedni, przez swoich zwolenników
Czarnym Panem. Jednak słowa tej przepowiedni mówiły o chłopcu, który urodzi się
z mocą, której Czarny Pan nigdy nie posiądzie. Z mocą zdolną go pokonać, co też
miało miejsce pięć lat temu.
- A ten
chłopak, co się z nim stało? – Wtrąciła się nieśmiało Rachel.
- Chłopak
przeżył i tylko tyle wiem. Co się z nim dzieje teraz, nie mam pojęcia. –
Centaur zakręcił niespokojnie ogonem. – Wiem tyle o nim, że nazywa się Harry
Potter.
Harry
Harry
próbował podnieść się z łóżka, ale zakręciło mu się w głowie i rozbiłby się o najbliższy
stolik gdyby nie czuja Ginny.
- Harry! Co
się stało?! – Ginny była przerażona, mimo to zachowała zdolność do myślenia.
Posadziła chłopaka na łóżku, a sama pobiegła szybko na podwórko gdzie reszta
wylegiwała się w słońcu. – Mamo! Ron! Szybko! Coś się stało Harry’emu.
Wszyscy
zerwali się z miejsc gdzie przed chwilą siedzieli i wpadli do salonu. Harry
siedział w tym miejscu, w którym zostawiła go Ginny i nie poruszał się.
- Harry! –
Pierwszy dobiegł do niego Ron. – Stary rusz się! Halo! Ziemia do Harrego!
Chłopak
spojrzał na przyjaciela już przytomniejszym wzrokiem.
- Ni… nic mi
nie jest. – Powiedział słabym głosem. – Mogę prosić o szklankę wody?
Gdy Harry
pił wszyscy patrzyli na niego, jak by miał zaraz umrzeć. Gdy tak na nich
patrzył parsknął śmiechem, a atmosfera lekko się ożywiła. Ginny usiadła obok
niego i złapała go za rękę.
- Harry co
się stało? – Spytała cicho.
- Słuchajcie
muszę wam coś powiedzieć. – Potter rozejrzał się po zebranych. – Miałem sen,
tylko to nie był taki zwykły sen. To było jak kiedyś, za czasów Voldemorta. –
Wszyscy wzdrygnęli się na to imię, mimo upływu pięciu lat nadal się nie
przyzwyczaili.
- Śniło mi
się, że on powrócił a ja z nim wałczyłem i wtedy… - Spojrzał na nich i
dokończył cicho. – I wtedy rozbolała mnie blizna.
Reakcja była
chyba trochę przesadzona, wszyscy pobledli i wyglądali teraz tak samo blado jak
Harry, a Molly zaczęła szlochać.
- Co to może
znaczyć? – Spytała Hermiona. – Czy to znaczy, że on powrócił? – Rozejrzała się
dookoła, ale nikt jej nie odpowiedział. – Chciałabym, żeby Dumbledore żył i nam
doradził. – Przytuliła się do Rona.
- Jest taka
możliwość. – Powiedział powoli Harry. – Jego portret w dalszym ciągu wisi w
Hogwarcie.
- No to czas
powrócić na stare śmieci. – Wtrącił się Ron. – McGonagall na pewno nam pozwoli
z nim pogadać.
- Jest
jeszcze coś o czym muszę wam powiedzieć. Kiedy walczyłem z Vold… - Wszyscy
syknęli. – No dobra z Sami Wiecie Kim, on nie był sam. Była z nim jakaś postać,
która mieniła się złotem. Nie jestem pewien, ale to była chyba kobieta.
- Harry
chyba nie powiesz, że Sam Wiesz Kto przygruchał sobie jakąś kobitkę. –
Odpowiedział wesoło George. – To do niego nie podobne, on nie wie co to miłość.
- Nie wiem
George, to nie w jego stylu. Jest jeszcze coś o czym wam nie powiedziałem. –
Teraz w pokoju zapadła cisza po wyobrażaniu sobie Voldemorta z jakąś kobietą. –
Kiedy z nimi walczyłem nie byłem sam. To dziwne, ale walczył ze mną jakiś
chłopak, który posługiwał się mieczem. Pamiętam tylko jak się nazywał. Percy
Jackson.
Komentarze
Prześlij komentarz